Szymon Cyrklewicz
Nie jestem pewien, dlaczego właściwie piszę ten esej- decyzja o jego napisaniu była nagła. Prawdopodobnie odezwał się we mnie fan wszelkiego rodzaju science fiction i fantastyki – chciałbym jakoś uczcić setne urodziny jednego z moich ulubionych autorów. „Światy Lema” to bardzo rozległy temat, więc mogę mieć trudności ze zmieszczeniem się w tak niewielkiej (w porównaniu do oczekiwanej przeze mnie) ilości słów. Tak jak twórczość pisarza, temat ten daje duże pole do popisu, jeśli chodzi o używanie wyobraźni. Mógłbym napisać o wielu wspaniałych książkach, mógłbym również streścić jego życiorys w ciekawy i zabawny sposób. To najsensowniejsze tematy, jakie udało mi się wymyślić. Zamiast tego napiszę o Trurlu i Klapaucjuszu. Dlaczego? Ponieważ „Cyberiada” jest moją ulubioną powieścią. Występuje tam bardzo lubiany przeze mnie schemat – główni bohaterowie są na swój sposób niesamowicie potężni.
Ze śrubek i blachy potrafią zrobić absolutnie wszystko, a Stanisław Lem był całkiem kreatywnym człowiekiem. Trurl
i Klapaucjusz, zbudowani jak każda normalna inteligentna istota – z blachy i śrubek z usposobienia przypominają raczej bladawców. Są to postaci bardzo wyraziste, irytujące i złośliwe dla siebie nawzajem, a przy tym cały czas ze sobą rywalizujące. Bardzo ludzkie zachowania, jak na roboty. Przy tym są swoimi całkowitymi przeciwieństwami. Mamy więc głos rozsądku i umiarkowane szaleństwo, mamy entuzjastę i sceptyka. Jednak kiedy wymagają tego okoliczności, potrafią oni stanąć ramię w ramię i bronić drugiego do ostatniego działającego obwodu, bo są prawdziwymi przyjaciółmi. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że mimo miejscami absurdalnych akcji wszystko jest w bardzo dużym stopniu oparte na nauce, więc niewykluczone, że dwójka blaszanych robotów miliardy lat świetlnych od nas kończy właśnie spawać „kretynkę”.
Opowiedziałem już o mojej ulubionej „Cyberiadzie”, więc teraz wypadałoby wspomnieć o najważniejszym (moim zdaniem) dziele Lema. Mowa tutaj o „Solaris” . Planeta krąży wokół dwu słońc- czerwonego i niebieskiego. Przez czterdzieści lat z górą nie zbliżył się do niej żaden statek. W owych czasach teoria Gamowa-Shapleya o niemożliwości powstania życia na planetach gwiazd podwójnych uchodziła za pewnik. Orbity takich planet bezustannie zmieniają się w skutek grawitacyjnej gry, zachodzącej podczas wzajemnego okrążania się pary słońc. Powstające perturbacje
na przemian kurczą i rozciągają orbitę planety i pierwociny życia, jeśli powstaną, ulegają zniszczeniu przez promienisty żar bądź lodowate zimno. Zmiany te zachodzą w okresie milionów lat, więc – wedle skali astronomicznej czy biologicznej (Bo ewolucja wymaga setek milionów, jeśli nie miliarda lat)- w czasie bardzo krótkim. Tak brzmi krótki opis jednego z najbardziej rozpoznawalnych i fascynujących światów Lema. Mimo trochę archaicznego języka – w końcu Lem ma już sto lat – „Solaris” bardzo dobrze się zestarzało. Jestem pewien, że gdyby nieznacznie unowocześnić język, którym posługiwał się Lem książka sprzedałaby się również teraz, ponieważ historia Kelvina i Harey jest bardzo ciekawa, mimo upływu czasu. Mam nawet wrażenie, że książka będzie bestsellerem nawet za sto albo i dwieście lat. Ciekawie byłoby żyć w czasach, w których jesteśmy znacznie bardziej do przodu z eksploracją kosmosu. Podejrzewam że ktoś
za niedługi – w porównaniu do skali astronomicznej, oczywiście- czas będzie wpatrywać się w książkę Lema i zastanawiać się, jak ktoś żyjący w poprzedniej epoce mógł wysnuwać tak trafne przypuszczenia odnośnie rozwoju nauki i eksploracji kosmosu – mimo iż książki Lema są przeznaczone do rozrywki, to jak już wspominałem z fizycznego punktu widzenia większość rzeczy w nich zawartych mogło wydarzyć się naprawdę.
Te dwie książki to oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o twórczość Lema. Nie zamierzam omawiać każdej powieści osobno, warto jednak wspomnieć o wydarzeniach, z których pisarz zasłynął poza naszą ojczyzną. Jest on jednym z bardzo niewielu polskich pisarzy, którzy tak dobrze sprzedali się za granicą. Powstało wiele adaptacji filmowych, na przykład amerykańskie „Solaris” z Georgem Clooneyem w roli głównej. Mimo powszechnego rozgłosu, jaki uzyskał film sam Stanisław Lem dość mocno go krytykował. Obejrzałem ten film jakoś rok temu i muszę przyznać, że mi również nie przypadł on do gustu. Moim zdaniem, Amerykanie wręcz napluli na oryginalną powieść, całkowicie nie skupiając się na wszelkiego rodzaju dylematach naukowych, czasami wręcz przecząc prawom nauki. Zamiast tego skupili się głównie na ukazaniu wyrzutów sumienia głównego bohatera, co zarówno dla Lema, jak i dla mnie miało drugorzędne znaczenie. Jednak moja opinia do adaptacji dzieł właściwie jest całkiem przychylna, jeśli porównać ją do opinii samego autora. Lem był bardzo znany z tego, że krytykował wszelkie adaptacje jego powieści, jakie się ukazały. Robił to niezależnie od opinii innych ludzi, ponieważ wrednie krytykował nawet najbardziej doceniane przez szerszą publiczność filmy. Jedynym filmem, który w pełni zaaprobował był „przekładaniec” Andrzeja Wajdy. Dlaczego? Ponieważ sam napisał do niego scenariusz. Można by było uznać, że Lem był po prostu zapatrzony w siebie
i krytykował wszystko inne, niezależnie od poziomu, jaki przedstawiało, jednak osobiście myślę, że po prostu postawił za wysoką poprzeczkę, jeśli chodzi o poprawność naukową. Prawdopodobnie większość reżyserów nie miała pojęcia
o meandrach nauki, o których Lem wiedział wszystko, dlatego ich dzieła nie satysfakcjonowały go w pełni.
Niebezpiecznie zbliżam się do limitu słów, więc wypadałoby się streszczać. W końcowym etapie mojej pracy chciałbym serdecznie pogratulować Lemowi, w końcu to jego setne urodziny. To fascynujące, że młodzież sto lat
po narodzinach autora sięga po jego książki bez przymusu. Chciałbym również wyjaśnić, do czego odnosi się tytuł mojego eseju. „3836 Lem”, to planetoida, która została nazwana na cześć Lema jeszcze przed jego śmiercią. W tak kochanym przez pisarza kosmosie znajduje się wieczny pomnik jego dokonań, któremu okrążenie słońca zajmuje dokładnie trzy lata i sto dwadzieścia osiem dni. Jest to niezaprzeczalny dowód na to, że autor „Solaris” zyskał powszechne uznanie nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Uważam, że ta planetoida również może być nazwana światem Lema. Na tym stwierdzeniu zakończę mój esej, mimo tego, że mógłbym rozwodzić się nad tematem znacznie dłużej. Jeszcze raz: wszystkiego najlepszego Lem!